LAMENT PO MEKSYKAŃSKU, czyli modlitwa do Najświętszej Wanienki z Batata.
Dziś przed Internetem

głąb serca otworzę, Smutno mi, Boże!
Gdy w kraju zaraza i PiSu knowanie, Smutno mi, Panie!
Sto mil od brzegu, sto mil od Giewontu, Znów pielgrzymuję po wódę do dyskontu, Modlę o Pfeizera, owoc zakazany, Dla pomazańców bożych zaklepany, Radomiaczek Pany!
Zad mój obleczon w żałobne barchany, Mój kark zdrętwiały, na co mi asany, Ma pościel nieświeża i puste me łoże, Smutno mi, Boże!
Sąsiadka-franca drugą dawkę bierze, W zapamiętaniu tłukę wsze talerze, Bo mnie pisane wieczne poczekanie, Smutno mi, Panie!
Zanurzam dłonie w mięsa pełnym garze, Żarciem ukoję wkurfu gęste zorze! W sukurs nadchodzi blender, bardzo ostre noże, Smutno mi, Boże!
Wasza Matka Boska Komediowska pozdrawia ze zmarzłosfery.
PS Juliusz wybacz!