SKROMNIUSI HAJ
Zaktualizowano: 28 sty 2021
Koronawirus sprawił, że mam o wiele mniej pracy i tym samym mniej zarabiam. Niestety nie przedkłada się to na fakt, że mniej jem, szczególnie zimą, co według wszelkiej dostępnej mi logiki kompletnie nie ma sensu. Przecież skoro utyłam i zarosłam na ciele bujnym, niedźwiedzim futrem (chciałabym mieć takie na głowie jak na nogach), powinnam również zapaść w hibernację na niedźwiada obraz i podobieństwo.

Zamiast NIE SPAĆ – SPAĆ, nie objadać się bigosem, pieczonym baleronikiem i wiejską podsuszaną (wegetarianizm zimą staje się fanaberią), usnąć i obudzić się na wiosnę. Wypoczęta, tłuszczyk spalony elegancko, bez angażowania rozwydrzonych katów z siłowni, z furą zaoszczędzonej na używkach i odżywkach gotówki. Wdrapałabym się na najbardziej szpiczastą tatrzańską skałę, zaryczałabym groźnie i żwawo pobiegła tworzyć nowy, wspaniały świat (zaczęłabym od zjedzenia rządu).
Może nawet ogoliłabym nogi, ale nie chcę się teraz wiążąco na ten temat wypowiadać.

Nie mogę uwierzyć, jak bardzo chce mi się żreć zimą. Smalec wyjadam palcem ze słoika, boczuś szarpię zębami, mam ochotę tarzać się w pierożkach z okrasą i wszystko popijać grzańcem.
I oto witam w przedsionku kolejnego problemu: UŻYWKI.
Podobnie jak dobre żarcie, dobry alkohol kosztuje, a ponieważ latami pławiłam się we względnym dobrobycie, stałam się rozpieszczoną dziumdzią, której ciężko pogodzić się z utratą zarobków i rezygnacją z pewnych dóbr z wyższej półki.
Podczas gdy ziemniaki kocham i mogę je jeść na ciężarówki, wina niedobrego nie wypiję, nawet za dopłatą w twardej walucie.
Więc jak sobie załatwić haj? Dla podniesienia poziomu adrenaliny polecam kalendarzyk małżeński, a na endorfiny - morsowanie.
Flaca dziś znowu poszła moczyć dupkę w lodzie, nóżki pocięła krą, udka sobie spokojnie pokrwawiły. Pokrzyczała w niebiosa, że zimno, że weźta mnie stąd, uwalała się w piachu, jak gacie ściągała zgrabiałymi rąsiami (a gapie zdjęcia jej robili, barbarzyńcy), nie mogła butów wciągnąć, bo paluszki skostniały, a gdy zjawiła się w domu, zjadła kopę odsmażanych na boczku wczorajszych ziemniorów z barszczem czerwonym, do którego dorzuciła świeżego szczawiu i opakowanie śmietany. Pycha! A jakie oszczędne danie!
Ilość kalorii w porcji: suma cyfr mojego numeru telefonu przemnożona przez taryfę operatora do Australii.