top of page

PASTA PRZED ROZSTANIEM

(czyli jak poleciałam na francuską furę)


Było lato 1972 roku. Na betonowym podwórzu mego rodzimego blokowiska

ciepłe promienie słońca odbijały się od łysej glacy Xaviera #4 (był Francuzem), który właśnie bezczelnie mnie rzucał.

- Au revoir! - Machnął chustką na pożegnanie i wsiadł do swego KABRIOLETU marki Renault.

- „Nieee! Nie-e-e mo-żesz te-raz o-dejść! – Zanuciłam kryształowym głosem Banaszakowej w gniazdku na akacji. - Jestem rozpaloooooonym głodem!” Patrz, co Ci ugotowałam!


Nie zwrócił uwagi na talerz, który dzierżyłam w dłoniach, więc pipeprznęłam żarciem o trotuar i uderzyłam w romantyczny trucht - bardziej za automobilem Xaverego #4, niż jego bezwłosą (i nie-nieatrakcyjną) bańką.

Gdy się spotkaliśmy, znałam jedynie kanciaste i rozczarowujące gabaryty polskiego Fiata 126p, dlatego tak szybko zatraciłam się w opływowym kształcie jego francuskiej maszyny.

Facet obfitował w mankamenty i nieprzystojne maniery, łysina była jego najmniejszym przewinieniem, jednak jako obcokrajowiec w komunistycznej Polsce wszystko kompensował językiem francuskim i kasą. W ogóle, do czasu naszego romansu, naiwnie uważałam, że nie da się mnie złapać na luksus, bo miałam ZASADY.


No cóż, kolejny mit na swój temat, który musiałam pogrzebać na betonowym podwórku przed blokiem.


W nadziei odzyskania relacji z furą biegłam za znikającym pomiędzy blokami Renaultem, nie zważając na dziury w asfalcie. Paryska łysina Xaviego skupiała na sobie światło niczym upragniony diament w pierścionku zaręczynowym, KTÓRY PRZECIEŻ MIAŁ MI KUPIĆ!


Przyspieszyłam. Załkałam atrakcyjnie i wyszczuplająco. Rozpięłam kolejny guzik dekoltu sukienki z żorżety, zakasałam wyżej jej proletariacki rąbek (chcąc naocznie mu uwidocznić, co traci) i wcieliłam się w słowiańską Rusałkę seksownie fajtającą nóżkami kompletnie niepomna faktu, że Xavier, jako Francuz, nie ma szans poprawnie odczytać symboliki sceny.


- „Bąąąąądź, proszę cięęęęę na Rozstań Moście!” – wyłam, już z nutką żenady. – „Nie zabijaj tej miłoo-oo-ości-i”.

(Jak można być obojętnym na Banaszak? No jak?)

Wtedy samochód Xavieego stanął przed skrzyżowaniem i przez chwilę myślałam, że zatrzymałam go czarownie majtającym się wokół nóg poliestrem, ale Xavier , ten zimny drań, czekał tylko na zielone światło.

Skręcił bezkolizyjnie w prawo, zabierając ze sobą moją łysą jak kolano fantazję o dobrobycie w les Antibes.


Na pocieszenie doszłam sobie do wniosku, że mam jednak JAKIEŚ zasady, bo przecież mogłam tego CABRIO złapać na dziecko.


#kuchniadramatyczna #rozrywka #piszebolubie #czytambolubie #pisarka #bookstagram #kochamksiążki #Matka_Boska_Komediowska

189 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
Post: Blog2 Post
bottom of page