SERCE NA PATYKU
Ksawery #2
Nadziałam się na Ksawerego #2 z rozmysłem i na trzeźwo. W wieku, w którym uważałam się za dorosłą, używającą mózgu kobietę o zdrowej samoocenie (heloł!) i konkretnych priorytetach. A tu zdziwko: bajki o Kopciuszku i Maryi siedziały we mnie głębiej, niż przypuszczałam.
Choć wtedy już nie obrażałam się, że kandydat do mojej ręki nie śpiewa serenad pod oknem i za głośno sika.

Ksawery #2 przez chwilę był lekiem na całe zło i kochałam go szaleńczo. Ideał, myślałam, choć od początku podskórnie czułam, że drogo za to zapłacę (nie tylko dlatego, że podbierał mi używki.)
Zdławiłam kiełkujące w mojej głowie "uciekaj" i ochoczo brnęłam w iluzję. Doklejałam mu zalety i głębię, której nie miał. Odszedł z dnia na dzień, bez słowa.
Od modlenia się do mnie do chamskiego ghostingu doszedł szybciej, niż nastolatek w łóżku.
Od "kocham cię" do "nie znam cię" okazało się bliżej, niż do lodówki w mojej kawalerce, a mogłam ją otworzyć nie wstając z wersalki.
OKAZAŁEŚ SIĘ ZWYKŁYM SEBIKSEM, KSAWERY#2!!!!
(ale mu pojechałam, co?)
Połamane serce nie chciało się zrosnąć przez rok. Wspominam cię, chamie, już prawie rozrywkowo. PRAWIE.
Wczoraj kupiłam worek serc, małych i żylastych. Zajrzałam jednemu prosto w tętnicę, z pretensją i wyrzutem, jakby należało do ciebie. Wygarnęłam mu, zbluzgałam od **** oraz ****. Zamarynowałam przez nockę w teriyaki i sherry, bo mam w sobie więcej litości niż ty i ofierze przynajmniej nie skąpię alkoholu.
Na drugi dzień część nadziałam na bambusowe patyczki i ugrillowałam, a z reszty zrobiłam drobniusieńką krajankę. Szaszłyki z Twoich serc są na rogach jelenia, sałatka ze szpinaku, parmezanu, granatów i siekanki poniżej.

ACHA. Dwa serca zatknęłam jeleniowi na uszy, żeby czuć pod palcem, jak pękają.
OHYDA? Może. Ale i tak mniej odrażająca niż ghosting, który odpie*doliłeś, kochanie.