ZUPA REALISTYCZNA JAK SCENARIUSZ „BRIDGERTON”
Zaktualizowano: 27 sty 2021
Raz na jakiś czas, żeby udowodnić sobie, jaka jestem zajefajna, gotuję coś bezsensownie pięknego, a potem udaję, że tak zdrowo i elegancko jadam na co dzień. No nie.

W ten weekend upadłam wyjątkowo nisko: załamana utratą laptopa, rozczochrana, z połamanymi paznokciami wciągałam na zmianę curry, kabanosy i bigos. Wieczorową porą randkowałam z czipsami i piwem, bez przekonania łypiąc okiem na serial „Bridgerton”.
Koronkowe problemy bogatych arystokratów, ich ekskluzywne rozterki i wyszukany ęąizm jedynie podkreślały dysonans pomiędzy moim imydżem (na który składał się stary dres i bluza) i opłakanym w skutkach weekendowym menu.
Wiedziona wyrzutami sumienia, o których nikt by nie wiedział, gdybym tylko umiała trzymać język za zębami, ubrałam się w SUKIENKĘ W PANTERKĘ, umalowałam się, do męża zaczęłam mówić „YOUR GRACE”, co zaskakująco podbiło moje notowania, i w rytm menueta pognałam do kuchni, gdzie sporządziłam mega zdrową, wegańską zupę z jarmużu, wywaru warzywnego i mleczka kokosowego w jednym egzemplarzu.
Pretensjonalne dekoracje spełniają funkcję jedynie pretensjonalnych dekoracji inspirowanych serialem, bo z zupą mają tyle wspólnego, co ja z moją matką chrzestną: puste wydmuszki po lichi, skręt kiszek wyrażony świrkiem z koziego sera i siekanka z pizdacji.

(The Duke, bezczelnie śliniący się na moją zupę. Tak, wstawiłam ja tam, gdzie w oryginale był tyłek Daphne)
Smakowała tak, jak wygląda: niebiańsko.
Matka Boska komediowska pozdrawia.
#kuchniadramatyczna #rozrywka #piszebolubie #czytambolubie #Matka_Boska_Komediowska